Międzynarodowa kuchnia

Nadszedł czas na opis kuchni i ludzi, których można tam spotkać. Mieszanka narodowościowa oczywiście zależy od piętra, u mnie można spotkać Rosjan, Chińczyków, Japonki i Wietnamczyków, być może jeszcze jakiś innych Azjatów, których po prostu nie jestem w stanie odróżnić. Jak powszechnie wiadomo, gotuje się w akademiku różnie, smacznie, a roznoszący się po korytarzach zapach jest przyjemny lub nie. Co ciekawe, w takiej niepozornej akademikowej kuchni można dowiedzieć się wielu zadziwiających rzeczy i dużo też zobaczyć. Moja szczęka spadła ostatnio na parter jak zobaczyłam, co można zrobić pałeczkami :). Jeszcze do soboty wydawało mi się, że jedzenie pałeczkami to wyczyn i jak ktoś już to potrafi, to jest super. Po jednym wieczorze spędzonym w kuchni z Chińczykami okazuje się, że pałeczki nie tylko do jedzenia służą. Przede wszystkim do przygotowywania jedzenia. Mnie, jako Europejce, wydaje się, że jestem mistrzem kuchni jak mam pod ręką milion przydatnych do tego przedmiotów. A to wcale nieprawda, mistrzostwem jest przygotowanie kilkudaniowego obiadu przy pomocy tylko i wyłącznie pałeczek. Oczywiście nie mówimy tu np. o nożu, bo tego pałeczki zastąpić nie mogą. Według moich obserwacji pałeczki służą w kuchni do : ubijania, smarowania, mieszania, podważania, przekręcania, przenoszenia, sprawdzania, czy np. olej już jest nagrzany i wielu innych czynności. Lekkość i łatwość wykonywanych ruchów godna pozazdroszczenia. Mam nadzieję, że opanuje choć małą część z nich i wtedy będę z siebie bardzo dumna. Należy dodać, że nikomu ani razu pałeczki nie wypadły, nie rozjechały się, chyba, że specjalnie używał tylko jednej – a to już inna bajka.

Moskiewskie ZTM

Ostatni post o wycieczce autokarowej natchnął mnie do głębszego rozmyślania nad komunikacją miejską w Moskwie. To, że są gigantyczne korki nikogo nie dziwi,ale zasady ruchu drogowego przechodzą ludzkie pojęcie. Jadąc tu byłam przygotowana na to, że nikt nie respektuje przepisów i kierowcy jeżdżą jak chcą. Jednak to, co widzę codziennie na ulicy przebija moje najśmielsze oczekiwania. Nikt nie zwraca uwagi na pieszych, to tylko pyłek, który łazi po mieście i przeszkadza. Nawet jak masz zielone światło, a chcesz jeszcze pożyć, rozejrzyj się z 5 razy. Sama miałam ostatnio taką sytuację,że przechodziłam na zielonym świetle (tuż kolo akademika) z jednej strony samochody się zatrzymały, z drugiej nic nie jechało, przechodzę sobie spokojnie,a tu nie wiadomo skąd leci jakiś wariat grubo ponad 100 km/h i zatrzymał się centymetr ode mnie. Normalnie mi życie przeleciało przed oczami, zupełnie jak w filmach. Jeszcze o tyle dobrze, że ten kierowca spuścił wzrok i wycofał się – to rzadki widok. W większości takich sytuacji kierowcy wyskakują z samochodu i nie przebierając w słowach wrzeszczą na Ciebie, że im włazisz pod kola.
Jak wiadomo to zawsze wina przechodnia, że przechodzi na zielonym. Oczywiście Rosjanie już są zaprawieni w boju i jakoś sobie radzą przechodząc w dziwnych miejscach i w dziwny sposób, nic jednak nie przebije tych, co przebiegają przez ośmiopasmówkę. Jak coś mi się skojarzy z komunikacją albo zaobserwuję coś interesującego nie omieszkam tego opisać :)

Wycieczka autokarowa po Moskwie

We wtorek odbyła się nasza pierwsza, instytutowa, bezpłatna wycieczka :) Należy nadmienić, że w czasie naszego pobytu takie wycieczki mają się odbywać raz w miesiącu. Inauguracyjna wycieczka objazdowa po Moskwie zawiozła nas tam, gdzie zdążyliśmy być już po kilka razy, czyli byliśmy na Vorobiovyh gorah, w Parku Zwycięstwa i na Placu Czerwonym. Znacznie lepiej by było, gdyby taka wycieczka odbyła się na samym początku. Wszystko wyjaśnia fakt, że dopiero wczoraj przyjechała ostatnia międzynarodowa grupa- Słowacy- i dziś oficjalnie rozpoczął się nasz pobyt w Puszkinie. Mocno się obawialiśmy, że naszą wycieczkę spędzimy w korku na ulicy Akademika Wolgina :D (przy tej ulicy mieści się nasz instytut). Nie było jednak tak źle. Fakt, staliśmy nieco w korkach, ale jakoś to się rozłożyło. Nasz Pan przewodnik bardzo ciekawie opowiadał. Mówił o wszystkim co mijamy, opowiadał interesujące historie dotyczące tych miejsc,każde jego słowo było wartościowe. Co najbardziej nas zaskoczyło, Pan przewodnik nie krył krytyki. Otwarcie mówił, że np. tu widzimy pomnik Dostojewskiego, niezbyt udany :), a tu Gogola- jak lubicie Gogola i chcecie Go dobrze zapamiętać, to lepiej nie patrzcie :) I tak co chwilę. Nie zapomniał też wspomnieć, że Matrioszki to kicz i lepiej przywozić bliskim coś innego w prezencie :)Dał się jednak przekonać, że kubek termiczny z Matrioszką jest fajny i przydatny :D
Następne nasze wycieczki instytutowe mają się odbyć do Muzeum Historycznego i jakiegoś jeszcze muzeum, którego w tym momencie nie pamiętam :) Ta wycieczka będzie dopiero w grudniu, do tego czasu na pewno sobie przypomnę.


Ukulturnianie się :D

Moskwa to świetne miejsce dla tych, którzy lubią mieć ciągły kontakt z kulturą. Opery, filharmonie i dziesiątki teatrów przyciągają swoimi kolorowymi plakatami. Ja codziennie sprawdzam repertuary i wyszukuję ciekawych dla nas propozycji, przede wszystkim na naszą kieszeń. Normalne miejsca w pierwszych rzędach są w cenach zaporowych, ale na szczęście w wielu teatrach są miejsca w cenach od 50 rubli do nawet kilkunastu tysięcy. Także każdy może znaleźć coś dla siebie. Sami przyznajcie, że mając możliwość kupić bilet do teatru za 50 rubli (5 zł) i nie chodzić, to grzech. Oczywiście ceny do 500 rubli są ok, w zależności od spektaklu, ale są takie miejsca w Moskwie, do których na pewno nie pójdę, bo mnie po prostu nie stać.
Dziś zaczęliśmy naszą podróż kulturalną po stolicy Rosji. Stwierdziliśmy, że na pierwszy ogień wybierzemy coś po tytule, jak nas zaciekawi i będzie dla nas dostępne (finansowo), to idziemy.
Tym sposobem trafiliśmy do Teatru im. Gogola, na spektakl pt. "Niebezpiecznie jest porywać kobiety" :) Komedia z elementami kryminału, bardzo ciekawa, relaksująca, doskonała na niedzielny wieczór. Sam teatr bardzo ładny, klasyczny wystrój, dobrze się w nim ukulturnia :) Bardzo cieszy mnie, że mam z kim chodzić do teatrów. Wśród polskich studentów, którzy wraz ze mną studiują zainteresowanie teatrem, operą, koncertami itp. jest ogromne. A wszystko to, do tego stopnia, że już mamy zamówione następne bilety, na piątek, na "Rewizora" :) Myślę, że jak tak dalej pójdzie, to będziemy gościć w teatrach nawet kilka razy w tygodniu.

A na mapie było tak blisko... :D

W piękny, piątkowy, wolny od zajęć dzień postanowiliśmy wybrać się do Parku Kuskowo, oprócz samego parku i lasu znajduje się tam też muzeum w pałacu, oranżeria, a co najważniejsze (dla dziewczyn) aleja miłości i dąb, który trzeba w kilka osób objąć i wypowiedzieć życzenie dotyczące miłości. Rosjanie wierzą, że każde z wypowiedzianych tam życzeń się sprawdza. Postanowiliśmy sami to sprawdzić. Wybraliśmy się większą ekipą, a co ciekawe nie same dziewczyny :D
Teraz mądrzejsi wczorajszym doświadczeniem wiemy, że grunt to wyjść z metra z odpowiedniej strony :) Jak się domyślacie my wysiedliśmy ze złej. Poszliśmy w drugą stronę, a po drodze nikt nie potrafił nam powiedzieć, gdzie ten park jest. W końcu jakiś starszy Pan ulitował się nad nami i powiedział, że musimy się wrócić, dojść do głównej ulicy, przejść na drugą stronę, potem dojść do torów, znów na drugą stronę,a potem jeszcze iść i iść lasem i dojdziemy do tego pałacu. Zaznaczył, że to daleko i może lepiej nam będzie pojechać autobusem. Grzecznie podziękowaliśmy i ruszyliśmy w przeciwnym kierunku. ??? Na mapie to blisko, nie będziemy jechać autobusem!! W końcu przyjechaliśmy na spacer??? to były słowa, których potem żałowaliśmy. Park okazał się być bardzo daleko, a nie tylko daleko. Gdy w końcu dotarliśmy na miejsce, teren parku był zamknięty i pocałowaliśmy klamkę. Pan ochroniarz może i by nas wpuścił, bo było mu nas szkoda, ale powiedział, że nie może, bo jest monitoring i szefowie patrzą :D Spytany o najbliższą stację metra wskazał nam zupełnie inną i okrężną drogę, więc postanowiliśmy wrócić tak, jak przyszliśmy. Dla polepszenia nastroju po drodze zaszliśmy na plac zabaw, żeby trochę się zrelaksować ( w pełni się udało). Było super, tylko Rosjanie chyba nie są przyzwyczajeni do tego, że studenci też potrafią się fajnie bawić, bo patrzyli na nas z politowaniem. Wracając, na pocieszenie kupiliśmy sobie bilety do teatru i stwierdziliśmy, że na razie to się napatrzyliśmy na Kuskowo i nie musimy więcej  przyjeżdżać. Wróciliśmy zmęczeni, z bolącymi nogami, a na mapie było tak blisko...

Festiwal w Puszkinie

W czwartek w naszym instytucie odbywał się Festiwal  "Nasz Puszkin", przyjechało mnóstwo zaproszonych gości, dziennikarze, telewizja i w ogóle. Okazało się, że to był finał trwającego dłuższy czas projektu :) Młodzież szkolna tworzyła zespoły, które wykonywały różne zadania terenowe, rozwiązywały zagadki, przygotowywały scenki, pantomimy, brały udział w quizach, a wszystko oczywiście na temat życia i twórczości Puszkina. W finałowym starciu zespoły Czerwonych, Żółtych i Zielonych zmierzyły się przed publicznością Instytutu Puszkina. Muszę przyznać, że wiedza tych młodych ludzi była imponująca, zwłaszcza jak po fragmencie składającym się z 2-3 słów podawali tytuł utworu :) Mogę zdradzić, że sama kibicowałam Zielonym, którzy mieli w składzie wszystkowiedzącego blondyna. Bardzo zabawny chłopak, który w ogóle nie ukrywał pewności siebie. Niestety były też takie nieobiektywne konkurencje jak scenki i pantomimy. Choć mnie się bardzo podobały (moim znajomym również) moja drużyna przegrała o jeden punkt z Czerwonymi :( Ten uroczysty dzień oczywiście podzielony był na części. Jak się domyślacie najnudniejszą częścią były (jak zawsze) oficjalne wystąpienia, za to niezwykle interesujące były występy grupy muzyczno ??? teatralnej młodzieży i studentów. Piękne kostiumy, mocne głosy o przepięknej barwie i tańce. Naprawdę bardzo mi się podobało, publiczność domagała się bisu, ale niestety go nie otrzymała. Potem w drugiej części nastąpił typowy dla Rosji chaos i niestety żadna z następnych części nie odbyła się o zaplanowanej godzinie. 
Ten dzień na pewno nie był zmarnowany :) Mogliśmy na własne oczy zobaczyć jak twórczość Puszkina żyje w działalności tych młodych ludzi, którzy zdecydowali, że po lekcjach nie będą siedzieć bezproduktywnie pod blokiem. Gratulacje!!


Sobór Wasyla Błogosławionego

Dzisiejszym bohaterem dnia zostaje Sobór Wasyla Błogosławionego. Jest to niezwykle piękny, a zarazem cukierkowo kolorowy sobór. Na całym terenie znajduje się dziewięć mniejszych cerkwi, wszystkie są połączone. Wejście na legitymację studencką kosztuje 50 rubli, w środku można obejrzeć przepiękne wnętrza, zdobione ikonostasy i carskie wrota, a także poukrywane za szybkami bardzo stare i cudne ikony. Druga cerkiew, która dziś zdobyła moje serce to Sobór Kazański. Akurat trafiłam na służbę i zostałam, bo liturgia była piękna i okraszona niezwykłym śpiewem.
A śpiewał mieszany chór, po prostu miód na serce. Po drodze na moim 5-godzinnym spacerze odwiedziłam kilka innych cerkwi, bo w centrum jest tak, że wchodzi się z jednej do drugiej ; ). W większości to małe cerkiewki, ale równie piękne i ciekawe, każda w innym stylu. Jedne bogatsze, inne skromniejsze, ale wszystkie bardzo mi się podobały.
Ponadto dziś przeszłam bulwar nad potokiem, widziałam pomniki Gribojedova i Kunanbajeva, a potem w parku siedziałam kolo pomnika Cyryla i Metodego. Gdy w końcu mojego nogi zaprowadziły mnie na Plac Czerwony pogoda tym razem mi dopisała i mogłam porobić zdjęcia.
Jak się nauczę wrzucać zdjęcia w ciekawy sposób, to zacznę dekorować swojego bloga. Na razie pozostanie tekstowy

O zajęciach, Bajkale i pieniądzach

Nastał poniedziałek i przyszło mi wstać na kolejne zajęcia. Na pierwszy ogień stylistyka, wykładowczyni od wejścia zaczęła trajkotać i nie przestała do końca zajęć. Wszystko było by super, gdyby tylko w tym wszystkim zmieściła takie informacje jak: imię i nazwisko, cel naszych zajęć i oczekiwania. Niestety tego wszystkiego zabrakło. Za to rosyjski biznesowy był super, wszystko konkretnie, od początku do końca, żadnych pytań i przyjemna naukowa atmosfera :D
Wtorek, krajoznawstwo :) Oglądaliśmy film o Bajkale :) Film tak genialnie zrobiony, że chce się tam być natychmiast!!! Przy tym wykładowca bardzo ciekawie opowiadał, na tyle ciekawie,że niektórzy jutro idą kupić bilety na pociąg do Irkucka. Zapaleńcy, płacą dużo pieniędzy, żeby pojechać na 2 dni (a w podróży będą 8 dni – 4 dni w jedną stronę). Naprawdę podziwiam, ja wolę pojechać latem i na dłużej, ale co kto lubi :D
Wiadomo powszechnie, że Moskwa do tanich nie należy,ale tempo w jakim pieniądze znikają z portfela jest zatrważające. Robi się elementarne zakupy, bez żadnych szaleństw,a tu co chwila 300 rubli, 500 i pula się uszczupla. Trzeba mieć to na względzie wybierając się do drugiego po Tokio najdroższego miasta świata.
Na razie póki dopisuje pogoda staramy się zwiedzać wszystko interesujące na zewnątrz. W Moskwie znajduje się mnóstwo pięknych parków, rezerwatów przyrody itd. Jednym z takich miejsc jest Carycyno. Jest to cały kompleks park, alejki, mostki, rzeka, wysepki, pałac jak z bajki, cerkiew, a wszystko to wybudowane na polecenie Katarzyny II. Po prostu cudo:)Jak będę mieć zdjęcia, to pokaże :)

Od wyjazdu do pierwszych zajęć

Podróż do tego niezwykle interesującego, kontrowersyjnego i maksymalnie zróżnicowanego kraju (od skrajnej biedy po luksusy) zaczyna się wizytą w ambasadzie lub regionalnym konsulacie. Trzeba załatwić całą tonę formalności, odczekać swoje,a potem wrócić,żeby odebrać upragnioną wizę. Jak wszystko idzie sprawnie,to wszystko trwa ok. 10 dni, lub ekspresowo 2 (za odpowiednią opłatą). Następnie w zależności od środka transportu załatwia się wizę białoruską. Procedury podobne, czas ok. 5 dni.
 Mój wyjazd jest zorganizowanym, stypendium naukowym, dlatego też zaproponowano nam bezpośredni środek transportu z Warszawy, tj. Pociąg Intercity Polonez. Bilet na ten wynalazek kosztuje trochę ponad 400 zł. Jedzie się ok. 20 godzin, w wagonach są tylko przedziały z kuszetkami. Łóżka są tylko po jednej stronie (3), z drugiej mały wieszak, szafeczka z lusterkiem, karafką i dwoma szklankami :) ponadto stoliczek - umywalka. Wszystko byłoby super gdyby przedział był szerokości naszego polskiego przedziału. Niestety jest węższy i nie bardzo jest tam jak się obrócić, zwłaszcza jeśli ma się dużo bagażu. Jest też konduktor (u nas akurat była Pani), który wszystkiego dopatruje, przynosi i zabiera pościel, rozkłada i składa łóżka itp. Nasza Pani konduktorka była dla nas bardzo mila, w przeciwieństwie do Rosjan i Białorusinów, do których nie pałała sympatią. Poza tym była super ubrana: miała oczywiście służbowy mundur ( marynarka i spódnica),a do tego długie i błyszczące, czarne kozaki sięgające za kolano :) Wyglądała naprawdę oryginalnie :) Niestety zawsze stała do nas przodem i nie dało się zrobić zdjęcia. Należy też wspomnieć,że w takim pociągu można spotkać różnych ciekawych ludzi. W naszym wagonie na przykład z zawodów w Zakopanem wracała banda skoczków narciarskich- juniorów :)
Na granicy białoruskiej wszystko przebiegło sprawnie, a co ciekawe tam kontrolują nie tylko celnicy, ale także cały szereg innych służb. Co chwila przychodził ktoś w innym mundurze :)
Potem poszliśmy spać i obudziliśmy się w Rosji:)
 Na dworcu czekały na nas dwie Panie, jedna z instytutu,a druga z ambasady. Od razu poznaliśmy rosyjski transport miejski, bo czekaliśmy na autobus w sumie chyba z godzinę – korki ( co ciekawe wykładowcy też tłumaczą swoje spóźnienia korkami, ale o tym później). Nasz instytut znajduje się prawie na samym końcu miasta (południowym), więc jechaliśmy i jechaliśmy, aż dojechaliśmy na miejsce. Autobus, którym jechaliśmy nie miał miejsca na wszystkie bagaże, więc za nami jechał bus z plecakami i walizkami. Zakwaterowanie w akademiku też się opóźniało, bo czekaliśmy na bagaże. W końcu podzielili nas po 5 osób (bo tyle osób mieszka w segmencie) i rozeszliśmy się do pokoi.

 Co się tyczy mieszkania należy powiedzieć,że zostałam bez pary i przydzielono mnie do innego pokoju, nie z Polakami. I tak, nasza grupa, znaczy Polaków mieszka na piętrach 10 i 12, ja na 8. W moim międzynarodowym segmencie mieszkają: w dwuosobowym pokoju Rosjanka T. i Ukrainka K., a w moim trzyosobowym Rosjanka A., Japonka S. i ja. Z tego całego składu to ja jestem najstarsza, choć K. i T. też są na 4. roku. W Rosji kończy się szkolę mając 16 lat i stąd ta różnica wieku na tym samym etapie nauki. A. jest na 2. roku,a S. w ogóle dopiero zaczyna przygodę z rosyjskim. Nie wiedzieć czemu moje rosyjskojęzyczne koleżanki nie chciały mi uwierzyć,że jestem z Polski i nie mam żadnych korzeni w Rosji. Ponoć mówię bardzo dobrze,a ja myślałam,że nasz uniwerek w Gdańsku naprawdę niczego mnie nie nauczył, może powinnam zmienić zdanie o moim rodzimym uniwersytecie???? To taka dygresja :)
Warunki w akademiku jak w akademiku:), znaczy żadnych luksusów. Warto podkreślić,że piętra dla obcokrajowców, w tym 10, są w lepszym stanie niż reszta. Dołączam zdjęcia mojego pokoju dla ogólnego obrazu :)patrząc na nie trzeba sobie wyobrazić,że nigdzie nie odpada farba, jest odnowiono i kolorowo,a na podłodze wykładzina ala panele i powstanie obraz 10. piętra.
 Po przyjeździe dostaliśmy 2 godziny na odpoczynek,a potem odbyło się spotkanie organizacyjne. Na którym nasza opiekunka T. i Pani z administracji mówiły, że milo im nas gościć, gdzie je znaleźć jakbyśmy mieli jakieś pytania, co nam można w akademiku,a czego nie, że dostaniemy legitymacje, kiedy i gdzie odebrać rejestrację, ile i gdzie zapłacić za mieszkanie w akademiku itd. Zaprosiły nas także na naukowe spotkanie organizacyjne, następnego ranka o 10.
Tegoż to pierwszego dnia już nic więcej ciekawego się nie wydarzyło.
 Następnego dnia punktualnie o 10.00 stawiliśmy się wszyscy na kolejnym spotkaniu, tym razem z Panią Dziekan naszego wydziału. Prof. Sz. jest bardzo sympatyczna, strasznie wysoka i postawna :) Wyjaśniła nam ile godzin musimy wyrobić, jakie mamy mieć przedmioty, a jakich mieć na pewno nie będziemy. Opowiedziała jak w ogóle działa instytut, jakimi prawami się rządzi i takie tam. W ciągu godziny spotkanie się skończyło. Potem poszliśmy na zwiady :) Szukaliśmy najbliższego sklepu, stacji metra, kantoru. Patrzyliśmy co znajduje się w okolicy, zwiedzaliśmy akademik. Tak się tylko wydaje, że Moskwa to duże miasto i wszystko powinno być w miarę blisko. Ceny są wysokie, a różnica między supersamem,a Auchanem dochodzi do 20 rubli na najprostszych rzeczach, np. na 5 litrach wody. Tak więc spacer do najbliższej stacji metra to do 20 minut,a do Auchana jeszcze więcej, bo on znajduje się kilkaset metrów za metrem. Ale jeśli się jest studentem i chce się mieć taniej, to się dyla do Auchana :) Na razie jest spoko, tylko ciekawe co będzie jak przyjdzie zima i mróz? Megazakupy raz w tygodniu? Szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie dźwigania wody z Auchana, bo trzeba Wam wiedzieć,że woda w kranie nie jest tak dobra jak np. w Gdańsku. Na moim piętrze naprawdę jest jeszcze spoko (można brać na herbatę/kawę, ja tam daje pół na pół, bo już miałam jeden sensacyjny dzień), ale u pozostałych to po prostu śmierdzi i nie nadaje się nawet do gotowania, picie tej wody kończy się biegunką. Dlatego też trzeba dylać do sklepu po wodę (tego nawet w najgorszych snach nie przewidziałam).
Generalnie Moskwa do tanich nie należy, ale można czasem trafić na promocję i wtedy wychodzi nawet taniej niż w Polsce (dziś na przykład kupiłam sobie olej, jajka, bułkę paryską, ciastka i zapłaciłam niecałe 100 rubli, czyli 10 zł). Nie ma co się oszukiwać, owoców i warzyw tu się jeść nie da, bo są potwornie drogie, np. jabłka, których jest teraz najwięcej kosztują do 4 razy drożej niż w Polsce, a nawet nie smakują jak jabłka :(. Pieczywa jest mnóstwo rodzajów, więc można wybierać, tak jak sery, wędliny, soki, słodycze, o alkoholach nie wspominając. Drogie są też herbaty i kawy. Co mi się nie podoba nie ma też żadnych sosów w słoikach, takich do makaronów
i ryżu, a instant też tylko dwa rodzaje. To chyba tyle na razie informacji dotyczących jedzenia.
 Co się tyczy sieci komórkowych, to jest ich z sześć, do wyboru do koloru. Ceny rozmów i smsów do Polski są podobne (minuta 35 rubli, sms 5 rubli), dlatego też warto wybierać te,
w których się ma tanio do siebie nawzajem na terenie Moskwy (jeśli oczywiście jest się większą grupą ). My w swojej paczce wybraliśmy Beeline, a niektórzy postawili na Megafon. Wielkiej różnicy nie ma, naprawdę. Za to różnica jest w miejscu gdzie się kupuje, można płacić lub nie za kartę sim. Beeline ma za darmo, Megafon za opłatą.
 Teraz najwyższa pora przejść do internetu w akademiku. Otóż, internetem zajmuje się niejaki A., jest on od początku na mojej czarnej liście. Po pierwsze niezbyt jest sympatyczny, uważa,że nie musi Ci udzielać żadnych informacji. Po drugie skoro ma już swoja ciepła posadkę w akademiku, to musi ja utrzymać, więc jego usługi to jednym słowem mówiąc zdzierstwo!!! No, ale cóż, jak nie ma konkurencji, to i tak musisz do niego pójść, żeby mieć internet. Nie należy też zapominać, że ten internet ma jedną, ogromną wadę – LIMIT. Warto także nadmienić, że jeśli ktoś będzie się wybierał do Instytutu Puszkina na dłuższy czas i zamierza korzystać z internetu w swoim pokoju, niech lepiej weźmie ze sobą router i dostatecznie długi kabel (nie wiadomo,czy się nie przyda). Tak więc, limit na 3G kosztuje 500 rubli, 6G 800 rubli, a 9G 1000 rubli. Nie wychodzi to tak strasznie jak się dzieli tą kwotę na kilka osób w pokoju, a jak liczyć na jednego, to nie jest tak różowo.
Wróćmy jeszcze do akademika. Jest to 13 piętrowy budynek, ma dwie sale gimnastyczne (jedną do gimnastyki, aerobiku itp., a drugą dużą do gier zespołowych), są stoły do tenisa stołowego, jest też bar (miejsce spotkań towarzyskich) i stołówka (w piątki od północy sala dyskotekowa). Ceny w stołówce przeciętne, tak mniej więcej zupa i jakieś drugie, plus surówka i kompot daje 100 rubli. Na drugim pietrze znajduje się też sklepik pierwszej potrzeby, oczywiście jest w nim drożej niż w Auchanie, ale jak komuś czegoś zabraknie, to może sobie dokupić nie wychodząc z akademika. Pokoje są sprzątane, bodajże raz w tygodniu, pościel wymienia się co 10 dni, także jest czysto. Kuchnie są duże, przestrzenne, są dwie kuchenki po 4 płytki, 3 zlewy i dwa duże stoły, spokojnie można gotować, a nawet posiedzieć i zjeść. Jest klatka schodowa, na której wszyscy palą i wbrew pozorom zawiązują głębsze znajomości :). Schody to rano najszybszy środek transportu. Są cztery windy, ale jak rano zatrzymują się na każdym piętrze, bo każdy jedzie na zajęcia, to naprawdę można się spóźnić. Tym gładkim sposobem przechodzimy do zajęć.
 Wykładowcy, z którymi mamy zajęcia jak jeden mówią, że cenią sobie współpracę z polskimi studentami. Jesteśmy ambitni, ciekawi (w sensie chcemy dużo wiedzieć) i dajemy dobra energię, tak mówią :D Moi wykładowcy, co do cudzych się nie wypowiadam są naprawdę w porządku. Nie wszystkie przedmioty miałam,ale póki co przedstawia to się tak: praktyczna nauka doc. N. – super babka, energiczna, dowcipna i kompetentna, stara się, żeby nasz język się rozwijał i był ładniejszy:) ponadto rysuje nam na tablicy mapki, jak dojść/ dojechać do ciekawych miejsc, niekoniecznie najpopularniejszych. Krajoznawstwo doc. S. – sympatyczny starszy Pan, kazał nam kupić atlas Rosji i konstytucję FR, ma wielki szacunek do polskich studentów, a do kobiet to już w ogóle, myślę, że jego zajęcia będą bardzo ciekawe. Lingwokrajoznawstwo prof. M. – konkretny facet, od razu mówi czego oczekuje i co proponuje, jego zajęcia będą arcyciekawe, bo on nie umie mówić nieinteresująco, nawet jeśli by mówił o najnudniejszych rzeczach świata, już się nie mogę doczekać następnych zajęć :D. Zajęcia lingwomuzykalne st.pr. S. – bardzo fajny przedmiot,a prowadząca też zabawna, opowiada o piosenkach, które raczej znamy (Katiusza, Kalinka), rozbieramy je pod względem językowym,
 a potem śpiewamy. Relaksujące, przyjemne zajęcia. Fonetyka prof. S. – Pani dziekan super spełnia się w roli wykładowcy, bardzo ciekawie przedstawia materiał, pokazuje wiadome rzeczy z zupełnie nowej ciekawszej strony. Przydatne bardzo, ciekawe jeszcze bardziej zajęcia.
Fajne jest to, że jak coś się już miało lub się tego nie potrzebuje można zamienić na coś innego, bardziej przydatnego. I tak ja sobie podmieniam, na nic mi nieprzydatną, metodykę na teorię przekładu i tym sposobem będę sobie tłumaczyć,a nie uczyć się uczyć :D. Resztę wykładowców poznam w poniedziałek, wtedy też ich opiszę.

Tak na start

Cześć Wszystkim. Nazywają mnie Sanchez. Na co dzień studiuję na UG filologię rosyjską, i w tym semestrze udało mi się wyjechać na stypendium do Moskwy. Na tym blogu będę opisywać moje codzienne wrażenia z odkrywania odmiennej kultury. Mam nadzieję, te informacje będa pomocne dla innych planujących wyjazd na stypendia, lub po prostu turystycznie. Zachęcam do częstych odwiedzin i pozostawiania komentarzy.