Wigilia

Nastąpiły Święta Bożego Narodzenia, jedne z najpiękniejszych w roku. Wiadomo, że wigilia spędzona poza domem, bardzo daleko od domu, prosta nie jest. W ten lub inny sposób próbujemy sobie poradzić z tęsknotą, z niemożliwą do realizacji chęcią bycia z bliskimi. Łączymy się z nimi duchowo, rozmawiamy przez telefon lub internet, dyskretnie ocierając łezkę spływającą po policzku. To wszystko normalne i naturalne. Cóż można zrobić, żeby jednak radować się tym pięknym świętem? Ja wybrałam swój sposób, nie mówię, że jest dobry, czy zły, ale jest mój. Nie przygotowywałam sobie żadnej kolacji wigilijnej (chciałam sobie zrobić śledzia na słodko,ale nie znalazłam odpowiedniego i nic z tego nie wyszło). 24.12. był dla nas dniem wolnym od zajęć, dlatego też wstałam sobie później i odpoczywałam. Cały dzień, tak jak zawsze u mnie w domu, grały mi piękne polskie kolędy i pastorałki. Wieczorem wybrałam się do Teatru Gogola, który bardzo polubiłam :) Akurat tego dnia wystawiano tam spektakl w sam raz dla mnie, „Noc przed Bożym Narodzeniem”. Wszystkim znana historia, opowiedziana w bardzo ciekawy sposób, okraszona muzyką, pięknym śpiewem i tańcami, nie pozbawiona elementów humorystycznych. Wigilia bez pasterki, to dla mnie nie wigilia, dlatego kolejny cel tego wieczoru, to pasterka. Po polsku była odprawiana o 22, a o północy po rosyjsku, uroczysta z biskupem i w ogóle. Z powodów komunikacyjnych tradycyjna pasterka o północy od razu odpadła. Wybrałam się na tą po polsku i muszę przyznać, że się zawiodłam. Msza nie była liturgią bożonarodzeniową, odprawiona w pośpiechu i bez ducha, no ale cóż jak to zawsze mówię, jak się nie ma co się lubi, to się lubi, co się ma!:) Po powrocie do akademika czekała mnie już tylko sama przyjemność, czyli rozmowa z moją rodzinką :) Nie trwała ona długo, gdyż ze względu na zmianę czasu, teraz oni musieli się już zbierać na pasterkę. Jednak to w zupełności wystarczyło, żeby za chwilę zasnąć z uśmiechem na twarzy :) W ten właśnie sposób spędziłam swoja pierwszą wigilię bez rodziny i tak daleko od domu. Teraz wiem, że wszystko da się przeżyć i to nie koniec świata, tylko trzeba na to znaleźć swój własny, indywidualny sposób. Jeśli jeszcze kiedyś przyjdzie mi świętować oddzielnie, na pewno będzie mi łatwiej, w końcu: pierwsze koty za ploty :D 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz